Mój sposób na klenie... (nie znasz go!)
Jestem pewny, że sposób, o którym za chwilę przeczytasz będzie dla ciebie prawdziwym odkryciem. Wątpię, że kiedykolwiek próbowałeś łowić tak klenie. A jest to sposób mogący przynieść kilkadziesiąt ryb w ciągu jednej nocy.
Wszystko zaczęło się od Szotkówki, małej rzeczki obok Jastrzębia Zdroju, która jest bardzo bogata w klenie. Raz jeden, gdy wracałem znad Odry, postanowiłem odwiedzić moje „szotkowskie” klenie. Była pierwsza może druga w nocy, lipiec. Dojście do rzeki było utrudnione, bo należało pierw sforsować wysokie karcze i trawy. Rzeczka ta ma najwyżej 2,5 metra szerokości bruto, a netto nie więcej niż metr, ze względu na gęsto zarośnięte brzegi. Rzucanie spinningiem było niemal niemożliwe. Dlatego postanowiłem dobrać się do ryb nocą. I uwaga, ważna obserwacja. Sposób działa tylko na szybkich przepłyceniach. Wiele małych rzeczek właśnie tak jest zbudowana. Raz płynie powoli, monotonnie a innym razem w wąskim i płytkim miejscu pędzi z impetem. Wobler podany właśnie w takim miejscu działa cuda. A zatem najciszej jak potrafię podchodzę do rzeki i wydeptuję sobie małe stanowisko, delikatnie też łamiąc i wyrywając krzaki przy samej wodze. Usuwam tylko tyle, żebym mógł szczytówką wędki dotknąć lustra wody. Gdy już wszystko jest gotowe, powoli kładę woblera na wodzie i wypuszczam go z nurtem kilka sekund w dół rzeki. Po chwili przytrzymuję. Na szczytówce doskonale czuć pracę przynęty w szybkim nurcie. Dlatego musi to być wobler bardzo płytko chodzący, najlepiej baryłkowaty, który robi sporo zamieszania ale obowiązkowo 2-5 cm pod wodą. Nie powinien smużyć po powierzchni. Nie trzeba nic więcej robić, tylko czekać. Brania czasem następują po zamknięciu kabłąka, czasem po minucie. Jeśli ryby nie reagują przez minutę, opuszczam woblera nieco niżej, następnie lekko podciągam ale praca korbką jest absolutnie powolna, bez żadnych gwałtownych ruchów. Jakże brania są mocne. Klenie 40+ potrafią uderzyć w nocnego żuczka z ogromnym impetem.
I tym właśnie sposobem pokonałem setki tamtejszych kleni.
Nie sposób pominąć ciekawą historię, która przydarzyła się podczas moich eskapad nad Szotkówkę. Raz jeden, za dnia, szukałem wypłycań, w których mogłem zostawić agresywnego chrabąszcza w nocy na parę chwil. I zagaił do mnie zza płotu tamtejszy mieszkaniec – starszy już człowiek. Pytał, jakie ryby tam łowię. I opowiedziałem mu ze szczegółami, jakim sposobem i jakie klenie w nocy padają mym łupem. Wskazałem też dwa moje ulubione miejsca, gdzie wkładam szczytówkę do wody. Jakie było moje zdziwienie, gdy wróciłem tam w nocy. Okazało się, że ten przemiły gospodarz, wykosił dla mnie dwie metrowej szerokości ścieżki, które wiodły bezpośrednio do samej rzeki. Cóż to było dla mnie za ułatwienie! Ale to nie koniec tej historii. Gdy wróciłem tam w sezonie następnym, ścieżki były odtworzone i pielęgnowane. Czyż ludzie nie bywają fantastyc